niedziela, 28 listopada 2010

Welcome to Nepal, Poland


Długo nie pisaliśmy ale tyle atrakcji, że nie było czasu;)
Lotnisko w Delhi… inny swiat, i to nie tak jak myślicie tylko „zachód” pełną gębą – przepych, kasa, ogrom przestrzeni, nasz europejskie lotniska się chowają. Napiszemy o tym na końcu przy wylocie do Polski.
Lot do Kathmandu OK, przed lądowaniem widoki  na Himalaje :) Wychodzimy z lotniska i od razu mnóstwo naganiaczy taxówkowych, byliśmy padnięci więc zdecydowaliśmy się na pierwszego lepszego. Że nas jest piątka? Żaden problem, przecież się zmieścimy do jednego auta + kierowca +menager + bagaże :) Klakson i do przodu. Zasada jest prosta: skręcasz w prawo – klakson, skręcasz w lewo – klakson, hamujesz – klakson, przyspieszasz – klakson, wyprzedzasz – klakson, jedziesz prosto – też klakson, tak na wszelki wypadek :) no chyba, że ci ktoś zajedzie to wtedy nie:)
Na początek zdecydowaliśmy się na droższy hotel, żeby odespać podróż i jakoś normalnie przejść problemy żołądkowe, których się spodziewamy (zmiana flory bakteryjnej na miejscową). Łazienka, TV w pokoju, lux, tylko wifi brak :/
Pierwszy posiłek postanowiliśmy zjeść „na ulicy” tak jak miejscowi, żeby szybciej przyzwyczaić nasze organizmy do miejscowego jedzenia, jakiś makaron nakładany łapą, do tego pierożki z takim jakby ziemniaczanym nadzieniem, wszystko podawane na talerzach mytych obok nas w rowie brudną wodą z miski :) dobre było, ale spodziewaliśmy się najgorszego. Okazało się, że nikt nie zachorował, cud ;) Potem trochę pochodziliśmy po turystycznej dzielnicy Thamel i poszliśmy o 16 odsypiać podróż.
Stolica, w której ,mieszkając w ścisłym centrum rano słychać pianie kogutów:)
Następnego dnia jedna z głównych atrakcji Kathmandu – Durbar Squar. W sumie fajnie, trochę mnichów, trochę stup – takich jak z obrazków z Nepalu :)  Pełno naciągaczy, tu kartka, tu plakietka, tu przewodnik, żeby tylko wyciągnąć od białych trochę rupii – ale wszędzie tu tak jest, biały turysta jest uważany za chodzący bankomat; jedynie ok, że nic nie robią nachalnie. Potem kolejny lokalny obiad, tym razem w normalnej knajpie, wszystko dobre i tanio. Kasia nawiązywała kontakty z lokalsami: dyskusje o polityce, wymiana maili, hi-life ;) Na ulicy słyszymy często: grass?, marihuana Poland?:) co ciekawe oni z daleka wiedzą, że my z Polski, twierdza, że to widać, szczególnie po budowie nosów;)  Tego dnia wreszcie zakupiliśmy śpiworki, podróby marki The North Fake;)  ale za tą cenę puchówki w PL się nie kupi :) Potem kolacja, wódeczka i spać.
Kolejnego dnia rano okazało się, że mnie pierwszego dopadły problemy żołądkowe:/
Byliśmy dziś w świątyni małp, w sumie to samo co dzień wcześniej na Durbar, tylko wyżej i z małpami ;) A poważnie to tam wreszcie poczułem taki egzotyke, było dużo miejscowych, święcili jakieś rzeczy, kręcili młynkami modlitewnymi, fajny klimat. Potem pojechaliśmy do pobliskiej miejscowości Boudhnath, gdzie jest jedna z największych stup buddyjskich na świecie. Całe otoczenie w buddyjskich klimatach, stupa naprawdę duża, robi wrażenie, ale miejsce niestety bardzo komercyjne. Ja dalej cierpie, więc szybki powrót do hotelu. Teraz leże na łóżku, pisze tego posta, a za oknem widać najwyższe himalajskie szczyty:)
Pora pożegnać się z Kathmandu. Dziś mieliśmy pobudke o 5 rano i 2 godziny później jechaliśmy już autobusem do Pokhary. 250km i ponad 7h jazdy. A w Pokharze mnóstwo Polaków, nawet miejscowi mówią prawie po Polsku ;) Ogólnie klimat jak w Zakopanym albo w Łebie… jedynie te góry w tle… :)
A jutro spacerek bliżej Annapurny :)

Pozdrawiamy GTW ;)
Maciek

środa, 24 listopada 2010

Warszawa-Moskwa-Delhi

Siedze i pisze teraz w samolocie Moskwa-Delhi, bo już się tyle stało po drodze, że trzeba napisać żeby nie zapomnieć…
Zaczęło się wszystko już w Sosnowcu, na dzień dobry nasz pociąg miał 90min opóźnienia, które potem tylko zwiększał i zwiększał... w ostateczności zakupiliśmy w ostatniej chwili po 2h czekania bilety na inny pociąg-okazało się, że jakiś burżujski ;) wszyscy na czarno-biało i pod krawatami… i my :) W Warszawie okazało się, że starych biletów nie można ot tak zwrócić, bo przecież opóźnienie to nie powód (mieliśmy takie adnotacje) – trzeba pisać podanie o reklamację do dyrekcji :)
Na Okęciu meldujemy się z 2godzinnym opóźnieniem, ale braliśmy to pod uwagę więc OK. Przy odprawie bez problemów, nasze za duże bagaże podręczne nikogo nie interesowały, można by przewieźć kilka kilogramów prochów ;)  Tylko Kasia została poddana szczegółowej kontroli, nie wiadomo czy cos znaleziono:) Po dwóch godzinach z małymi turbulencjami wylądowaliśmy w zaśnieżonej Moskwie.
Szybkie przejście transferem, ponowna kontrola, tym razem bez butów ;) Kasia została poddana powtórnej szczegółowej kontroli :) i na kolejny lot. Cena malutkiej mineralnej na lotnisku – 5$ :o Widać już pierwszych Hindusów, nawet robią nam zdjęcia ;)
Mieliśmy lecieć Boeingiem 767, i tak wszędzie pisało; podstawili starego ruskiego Iła 96, mnie się podoba :) Gdy już mieliśmy odlatywać okazało się, że jeden z pasażerów jest tak nawalony, że nie jest w stanie nawet usiedzieć na miejscu, nie mówiąc już chociażby  o zapięciu pasów; nie że agresywny tylko praktycznie nieprzytomny:)  Jego kolega: ”On nie jest pijany, po prostu siedzieliśmy cały dzień na lotnisku i jest bardzo zmęczony” :) . Po kilkudziesięciu minutach i kilku próbach posadzenia faceta na miejscu wróciliśmy pod rękaw i wezwano Milicję. Wynieśli pana siłą we dwójke :) Potem jeszcze wywalili na płytę wszystkie bagaże z luku, poszukując jego bagażu. Współpasażerowie mówią, że tutaj to normalka :) Ogólnie z Moskwy wylecieliśmy z prawie 2godzinnym opóźnieniem. Dla nas to lepiej, mniej czekania w tranzytówce w Delhi na kolejny lot. Teraz ide spać :)

Siedzimy w Delhi na lotnisku, jest wifi więc wreszcie mogę to opublikować. Cały ogromny terminal wyłożony jest wykładziną, szok.Teraz przed nami 4h czekania na lot do Kathmandu.

wtorek, 23 listopada 2010

Pakowanie

spakowany :)
udało się zamknąć w 7kg. Na miejscu dojdzie jeszcze śpiwór który planuję zakupić, ale i tak nie jest źle... gorzej z objętością, wymaganą wysokość plecaka-55cm, osiągne jak upcham wszystko butem na lotnisku, mam nadzieje, że nie będzie problemów.
Pociąg już za niecałe 9h :)

Maciek

sobota, 20 listopada 2010

przed wyjazdem

Na początku listopada kurier przyniósł paszporty z wizami... Po biletach lotniczych, które w dzisiejszych czasach nie są zbyt "namacalne" to była pierwsza fizyczna oznaka zbliżającego się wyjazdu. Lecimy w piątkę - ja i 4 dziewczyny; wbrew pozorom nie obawiam się tego, czy słusznie - zobaczymy :)
Dzisiaj zakupiłem bilety PKP do Warszawy, na środe na 4:30, masakra - środek nocy, nie wiem jak przeżyję 3 tygodnie porannego wstawania;)
Wszyscy wszystko szykują, kupują, pakują, a ja siedze i nic nie robie, w sumie to już dzisiaj mógłbym jechać - pare rzeczy do plecaka i już. To samo z ilością miejsca, chcemy się spakować tylko w bagaże podręczne, dla mnie te 10kg to aż za dużo, ale zobaczymy jak zaczne pakowanie ;)
Jeszcze tylko kilka dni...

Maciek